Przebiśniegi (Krakowiaki i Angole)

To miasto jeszcze nigdy tak nie pachniało,
od wczoraj noce dziwnie skrzypią.
Anioły wdrapały się na wieże i żaden smok
ich stamtąd nie zdejmie; turyści nogami
kołyszą obcojęzyczne diabły.

Nawet tramwaje nie opóźniają, pętlą się
jeden za drugim, szóstka za pięćdziesiątką.
Wisła wylewa do mózgów.

Niedługo pewnie wszystko wróci do normy:
Barbakan pozbiera rozrzucone kamienie,
Mickiewicz naciągnie ciepły szalik, a to,
co pęczniało, zwiśnie vis-á-vis Piwnicy.

Zimne powieki znów przesłonią
nabrzmiałe źrenice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz